Kliknij tutaj --> 🐟 polski samolot szkolno bojowy

Czy samolot T-28 Trojan nadal jest używany? Samolot T-28 Trojan jest nadal używany w niektórych krajach, głównie do celów treningowych i pokazowych w lotnictwie cywilnym. Zobacz także: Polski samolot szkolno-bojowy: Doskonała jednostka do szkolenia i walki; Air Force 1 Samolot; DC-3 Samolot Krzyżówka; Samolot Su-25; Samolot DC-3 Samolot może również pełnić rolę tankowca powietrznego, umożliwiając tankowanie innych samolotów w powietrzu, co znacznie zwiększa zasięg operacyjny i czas działania innych maszyn bojowych. Jako samolot transportowy, Airbus KC2 Voyager posiada ogromną pojemność ładunkową. XX wieku, zupełnie nową jakość. Jest to samolot dwusilnikowy, co zwiększa bezpieczeństwo lotów i jednocześnie umożliwia trening sytuacji awaryjnych związanych z jednostkami napędowymi. Ponadto nowe M-346 dysponują maksymalną masą startową ponad dwukrotnie większą niż TS-11 (9500 kg w porównaniu z 3840 kg), ciąg silników PZL M-4 Tarpan w zbiorach Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie. Drugi prototyp Tarpana, ze znakami rejestracyjnymi SP-PAK, w wersji przelotowej M-4P oblatano 18 lipca 1964 r [7]. Do wyposażenia dodano elektryczny sztuczny horyzont, żyrobusolę oraz radiokompas. Badania w locie wykazały, że samolot zachowuje się poprawnie. W 1989 roku, 58. Lotniczy Pułk Szkolno-Bojowy został przekształcony w 58. Lotniczy Pułk Szkolny. Zmiana nie maiła wpływu na system szkolenia, lecz pułk nie był już przewidywany do użycia w sytuacji „W”. Na wyposażeniu Pułku były samoloty TS-11 Iskra, których na stanie ( 1991 roku ) było 66 egzemplarzy. Taką samą ilość maszyn posiadał siostrzany 60. Lotniczy Pułk Site De Rencontre Des Femmes Au Burkina Faso. Przed polskim lotnictwem największa inwestycja od czasów zakupu F-16. - Samolot szkolenia zaawansowanego ma mieć także cechy samolotu bojowego, co znalazło wyraz w wymaganiach technicznych systemu sterowania i radaru - powiedział w środę wiceminister obrony Marcin Idzik. W piątek MON rozesłało do pięciu uczestników przetargu ostateczne wymagania taktyczno-techniczne oraz zaproszenia do złożenia ofert. - Zależy nam na pozyskaniu kompleksowego systemu szkolenia zaawansowanego naszych pilotów. Obejmuje to dostawę samolotów, symulatorów oraz niezbędnej infrastruktury. Będziemy się starali pozyskać samolot szkolno-bojowy, który oprócz spełnienia parametrów szkoleniowych będzie mógł być samolotem wsparcia dla naszych sił zbrojnych - powiedział Idzik. Wiceminister poinformował, że MON pozostawiło - zapisane już we wstępnych założeniach - wymogi dotyczące elektronicznego systemu sterowania lotem fly-by-wire oraz radaru. - Zostały one dlatego, że system fly-by-wire umożliwia szkolenie za pomocą takiego systemu, jakim się steruje F-16. Z naszego punktu widzenia kupno samolotu, który miałby technologię niekompatybilną z F-16 byłoby nieracjonalne, natomiast radar jest istotnym elementem, który świadczy o bojowości tego samolotu - argumentował wiceszef MON. Powiedział, że nie obawia się zarzutu, iż warunki przetargu może spełnić tylko jeden samolot. - Nie jest to prawdą. Według informacji przez nas uzyskanych przynajmniej dwie firmy są w stanie spełnić wymagania określone przez dowództwo Sił Powietrznych – zaznaczył. Wartość bojowa musi być Przebywający w środę w Brukseli minister obrony Bogdan Klich również podkreślał znaczenie cech bojowych samolotu. - Jest to przetarg na samolot szkolno-bojowy. Dostawca musi wykazać nam, że jest gotowy dostarczyć polskim siłom zbrojnym samolot podwójnego przeznaczenia. Taki samolot, na którym będzie można szkolić pilotów, ale który równocześnie będzie mógł być użyty do działań bojowych. Ten drugi aspekt jest równie ważny i możemy równie dobrze powiedzieć o zamówieniu na samolot bojowo-szkolny - powiedział szef MON. Dodał, że ten kto wygra przetarg musi też wykazać, że część ze swej produkcji chce przenieść do Polski, w ramach warunku polonizacji, a ponadto preferowany będzie dostawca, który oprócz samych samolotów zapewni także pakiet logistyczny. Tylko Koreańczycy na placu boju? Przetarg na samoloty klasy LIFT (Lead-In Fighter Trainer) wraz z systemem szkolenia ruszył we wrześniu Chodzi o samoloty zaawansowanego szkolenia, które pozwalałyby szkolić późniejszych pilotów F-16, do czego nie nadają się używane obecnie Iskry. Wstępne oferty złożyło pięć firm: Korea Aerospace Industries (KAI) z T-50P Golden Eagle - jedynym naddźwiękowym samolotem w tym przetargu, opracowanym przy współpracy z koncernem Lockheed Martin, producentem F-16; włoska AleniaAermacchi z M346, koncern BAE Systems oferujący znane brytyjskie samoloty Hawk najnowszej generacji, na jakich szkoli się RAF; fińska Patria proponująca używane Hawki starszej generacji, lecz gruntownie zmodernizowane; oraz czeska Aero Vodochody z L-159. Po ogłoszeniu wstępnych wymagań komentatorzy zwracali uwagę, że położenie nacisku na właściwości bojowe i związane z tym wymagania dotyczące awioniki faworyzują produkty koreański i włoski, przy czym wymóg radaru spełnia tylko samolot koreański, Włosi musieliby dokonać zmian w konstrukcji. - Jeśli chodzi o system sterowania, istotą samolotu LIFT jest nie tyle działanie w tych samych charakterystykach lotu, co w przypadku samolotu bojowego, ile nauka wykorzystania systemów pokładowych - powiedział redaktor naczelny miesięcznika "Raport" Grzegorz Hołdanowicz. Filipińskie FA-50. Fot. Wikimedia Commons, Domena publiczna Informacja na temat ewentualnego zakupu przez Polskę koreańskich lekkich myśliwców FA-50 wywołała wiele dyskusji a przede wszystkim falę krytyki tego pomysłu. Wskazywano, że Warszawa powinna albo kontynuować politykę pozyskiwania samolotów wielozadaniowych 5. generacji F-35, albo zdecydować się na dokupienie kolejnych eskadr F-16, najlepiej w najnowszym wariancie Block 70 (tzw. F-16V). Obydwie te konstrukcje są już, bądź za chwile będą w posiadaniu sił powietrznych i ich dokupienie nie powodowałoby rozmnożenia platform bojowych. Wskazuje się ponadto, że choć na fabrycznie nowe F-16 (i F-35) trzeba długo czekać, to szybko powinny pojawić się F-16 używane z krajów Europy Zachodniej, które wymieniają obecnie F-16AM/BM na F-35A. Państwa te w dużej mierze rozsprzedały już swoje floty Fighting Falconów i w zasadzie do wzięcia w najbliższych latach będą raczej tylko samoloty belgijskie i duńskie. Możliwość pozyskania takich maszyn była już jednak badana przez polski MON w 2016 roku, a ich zakup uznano za nieperspektywiczny i nieopłacalny finansowo. W Europie państwem skupującym F-16 jest dziś poza tym już Rumunia, która kupiła kilkanaście maszyn portugalskich, a obecnie ma odkupić maszyny wycofane ze służby przez Norwegię. Z kolei pozyskanie używanych F-16C/D z najbardziej oczywistego źródła jakim są Stany Zjednoczone nie jest obecnie możliwe, w każdym razie maszyn w dobrym stanie, których eksploatacja odbywałaby się rozsądnym kosztem. Amerykanie „zajeżdżają" bowiem swoje samoloty przedłużając w tym celu nawet żywotność ich kadłubów. Powodem są opóźnienia programu F-35 i związane z tym potrzeby US Air Force. Jeżeli Polska rzeczywiście potrzebowałaby samolotów bojowych „od ręki" (czy to z uwagi na grożącą jej wojnę, czy potrzebę podtrzymywania funkcjonalności baz lotniczych posiadających dzisiaj posowieckie samoloty MiG-29 i Su-22 - autor artykułu nie przesądza czy taka błyskawiczna potrzeba rzeczywiście istnieje), to dodatkowe F-16 i F-35 w tym czasie nie mogą zostać dostarczone. Chyba, że udałoby się pozyskać maszyny ze źródeł obecnie uznane za niedostępne, np. z Grecji, jednego z państw arabskich, Izraela czy (po zmianie decyzji Waszyngtonu) USA. Takich scenariuszy w dzisiejsze dynamicznej sytuacji międzynarodowej nie można do końca wykluczyć, jednak raczej nie są one zbyt prawdopodobne. Z zachodnich samolotów dostępnych od ręki pozostają więc potencjalnie Eurofighter Typhoon, Gripen wersji C i być może Rafale, do których jednak trzeba było tworzyć odrębną infrastrukturę i szkolić personel, co nie sprzyja szybkiemu wcieleniu ich do służby. W krótkim czasie ma być za to dostępny FA-50, który powstał w ramach wspólnych prac Korean Aerospace Industries i Lockheed Martina z myślą o współpracy z F-16 i jako taki mające podobne wymogi dotyczące infrastruktury. Na ile jednak taka maszyna ma rację bytu w ewentualnej wojnie przeciwko Rosji? Kto wybiera FA-50? Obecnie Republika Korei posiada 60 FA-50, które powstały jako drugi, po TA-50, stopień „ubojowienia" samolotów szkolnych T-50 Golden Eagle. Koreańczycy wprowadzili ich do służby 60, co umożliwiło wycofanie resztki samolotów przeciwpartyzanckich A-37 Dragonfly i częściowe wycofanie przestarzałych lekkich myśliwców F-5 Tiger II. Tych ostatnich samolotów nadal pozostaje jednak w służbie niemal 200. Oznacza to, że nawet jeżeli istniał plan ich pełnej wymiany na FA-50 to z jakiegoś powodu z nich zrezygnowano. FA-50 okazał się prawdopodobnie zbyt mało perspektywiczny, aby masowo inwestować w ten typ. Co innego myśliwiec „przyszłości" KF-X Boramae, który ma zastąpić F-5 i F-4 i w który Koreańczycy nie wahają się inwestować dużych pieniędzy i którego może powstać nawet 200 egzemplarzy. Koreańczycy pierwsze zamówienie na seryjnych 20 egzemplarzy FA-50 złożyli w 2012 a rok później powiększono je do 60. Maszyny powstały z przebudowy istniejących już szkolnych T-50, przez co koszt pozyskania 60 lekkich myśliwców wyniósł zaledwie miliard USD – ujawnia się tu więc niewątpliwa cecha konstrukcji jaką jest jej niska cena. Do tej pory udało się nią skusić dwóch klientów eksportowych. Do maja 2017 roku dostarczono ostatni, 12. samolot zamówiony przez Filipiny, a do listopada 2019 r. – ostatni, 24. FA-50 trafił do Iraku, gdzie otrzymał mylące oznaczenie T-50IQ. Jak widać koreański lekki myśliwiec wybrali bardzo specyficzni klienci. Wybór Republiki Korei można traktować jako próbę utrzymania liczebności floty samolotów bojowych niskim kosztem, wycofując najstarsze F-5 Tiger II i wspierając przy okazji rodzimy przemysł. Irak to z kolei klient, który prowadził wojnę z nie posiadającym lotnictwa i realnej obrony powietrznej przeciwnikiem i potrzebował samolotów niedrogich i tanich w eksploatacji, ponieważ jego F-16C/D były do tego rodzaju działań zbyt kosztowne (do dzisiaj są zresztą problemy z ich eksploatacja, na która brakuje środków). Filipiny zaś, to państwo o bardzo małych możliwościach finansowych (w ostatnim 10-leciu budżet obrony rósł z 2 do 4 mld USD przy ponad 140 tysięcznych Siłach Zbrojnych i licznych potrzebach zakupowych). Na FA-50 nie zdecydowała się desperacko szukająca nowego samolotu Argentyna, mimo że posiada wymagające pilnej wymiany samoloty 3. Generacji. Odrzuciła go także Chorwacja. Obydwa te państwa poszukiwały samolotów mających być bojowym trzonem sił powietrznym. W przypadku Argentyny potencjalnym przeciwnikiem byłyby brytyjskie Typhoony, albo chilijskie F-16. W przypadku Chorwacji – serbskie MiGi-29, a w przyszłości zakładano że maszynach z rodziny Su-27 (choć obecnie Serbia przymierza się też do Rafale). FA-50 nie został wybrany jednak mimo swojej atrakcyjnej ceny (co mogłoby skusić niewielką Chorwację), ani dostępności i ceny (co było konkurencyjne w przypadku objętej sankcjami Argentyny). W obydwu przypadkach im możliwości uznano za niewystarczające. Koreańczycy chcą obecnie oferować FA-50 takim państwom jak Kolumbia (obecnie użytkownik skromnych sił powietrznych z myśliwcami IAI Kfir), Botswanie (eskadra sędziwych F-5 Tiger II), Brunei (obecnie brak odrzutowców bojowych) i... Słowacji. Ta ostatnia widzi w nich potencjalne dopełnienie swojej floty F-16C/D Block 70 ale raczej jako maszyny szkolno-bojowej, co w przypadku Polski nie miałoby sensu z uwagi na posiadanie samolotów M-346. Jak widać, może za wyjątkiem Kolumbii, FA-50 są oferowane tam, gdzie nie ma potencjalnego przeciwnika z siłami powietrznymi z prawdziwego zdarzenia, albo jako samoloty szkolno-bojowe. Parametry techniczne T-50 Golden Eagle to samolot powstały przy wykorzystaniu doświadczeń lekkiego myśliwca tajwańskiego F-CK-1. Powstały w efekcie prac inżynierów tajwańskich i koreańskich samolot szkolny miał w związku z tym tak obiecujące wyniki, że z czasem postanowiono w oparciu o niego stworzyć własny koreański lekki samolot pola walki. Powstała w efekcie maszyna ma bardzo podobny układ konstrukcyjny do F-CK-1, przy czym największą różnicę stanowi zastosowanie pojedynczego silnika (GE F404) w miejsce dwóch. Maksymalna masa FA-50 to 12,3 tony (F-16C: 19,2 tony) a zatem tyle co w przypadku FC-K-1 późniejszej wersji C/D. Prędkość to Ma 1,5 (F-16C: Ma 2,05) a pułap 14,6 km (F-16C: 18 km), co oznacza parametry mieszczące się w zakresie dla samolotów wielozadaniowych. Zasięg FA-50 to 1800 km, a zatem jest on znacznie mniej niż przy F-16, który przy przebazowaniu może pokonać nawet 4200 km. FA-50 jest też nieco mniej zwrotny od F-16C mając stosunek ciągu silnika do masy 0,96 i zdolność do wytrzymywania przeciążeń +8 g, podczas gdy w F-16C jest to odpowiednio: współczynnik niemal 1,1 i +9 g. Zdolność do przenoszenia uzbrojenia i innego ładunku użytecznego w przypadku FA-50 też jest znacznie niższa w porównaniu do F-16C. Koreański samolot może przenosić go 4,5 tony na 7 punktach podwieszeń, a Jastrząb – ponad 7,5 tony na 7 pkt powieszeń. Warto tutaj jednak dodać, że FA-50 i tak bierze o 500 kg więcej niż MiG-29 lub Su-22 i jak na maszynę niskokosztową 4,5 tony to nie jest zły wynik, szczególnie w czasie operowania w defensywie. W porównaniu z F-16C, FA-50 w swojej podstawowej wersji ma bardzo skromne możliwości jeżeli chodzi o typy zabieranego uzbrojenia. Poza zabudowanym 20 mm działkiem lotniczym General Dynamics A-50 z zapasem 205 naboi, przenoszone mogą być zasobniki niekierowanych pocisków rakietowych Hydra 70, pociski krótkiego zasięgu powietrze-powietrze AIM-9 Sidewinder, precyzyjne pociski powietrze-ziemia AGM-65 Maverick, bomby klasyczne Mk 82, Mk 83, w tym także z zestawami JDAM, umożliwiającymi korektę lotu przy zastosowaniu nawigacji GPS/INS oraz bomby kasetowe CBU-97/105. Tak uzbrojona maszyna to nic innego jak lekki samolot pola walki porównywalny pod wieloma względami z walczącymi dziś na Ukrainie Su-25, a biorąc pod uwagę zdolność do przenoszenia wyłącznie pocisków powietrze-powietrze krótkiego zasięgu nie można tej propozycji nazwać samolotem wielozadaniowym. Garnitur dostępnego uzbrojenia zwiększył się wraz z podniesieniem samolotu do standardu Block 10, do którego podniesiono już prawdopodobnie wszystkie koreańskie FA-50. Samolot, jak twierdzą Koreańczycy „bez ingerencji w konstrukcję kadłuba i jedynie w oparciu o zmiany w oprogramowaniu", otrzymał zdolność do współpracy z zasobnikiem celowniczym AN/AAQ-33 Sniper do umożliwia mu dodatkowo samodzielne wyznaczanie celów i naprowadzanie naprowadzanych laserowo bomb GBU-12 Paveway II. Znów, oznacza to jednak tylko poprawione zdolności w zakresie wsparcia pola walki. Prawdziwą rewolucję ma za to przynieść podniesienie FA-50 do kolejnego wariantu – Block 20. Konstruktorzy planują nadać maszynie zdolność do zwalczania celów powietrznych naprowadzanymi radarowo pociskami AIM-120 AMRAAM, w planach jest też integracja z niemiecko-szwedzki pociskami manewrującymi Taurus KEPD 350 i norweskimi pociskami przeciwokrętowymi Naval Strike Missile (NSM). Sprawi, że FA-50 będzie można dopiero określić jako lekki myśliwiec, a nawet lekki samolot wielozadaniowy. W parze z tą integracją ma iść wymiana pokładowego radiolokatora na koreańską konstrukcję klasy AESA. Obecnie FA-50 Block 10 posiada pokładowy radar kontroli ognia IAI/Elta EL/M-2032. Jest to konstrukcja o niewielkich gabarytach, której program rozpoczęto kiedyś w związku z projektem nieukończonego izraelskiego myśliwca Lavi. Montowano ją w ramach modernizacji samolotów bojowych starszych generacji, takich jak F-4 Phantom II, F-5, Mirage III, MiG-21 czy Sea Harrier. Znalazły swoje miejsce także na tanim i lekkim jednak stosunkowo nowoczesnym myśliwcu indyjskim Tejas, a także na izraelskiej propozycji eksportowej związanej z F-16A/B dla Chorwacje, tzw. ACE. Można założyć, że zarówno radar EL/M-2032, jak i jego następca miałyby niższe parametry, niż odpowiednio radar AN/APG-68(V)9 w obecnych polskich F-16 i nowy radar SABR firmy Northrop Grumman, jaki trafia już na amerykańskie F-16, a w przyszłości może trafić na pokłady polskich maszyn, to bowiem lżejsze stacje niż te przeznaczone dla rasowych myśliwców. Choć po integracji rakiet AMRAAM FA-50 będzie znacząco przewyższał polskie MiG-29, a jego radar prawdopodobnie już dziś jest nowocześniejszy... Nie wiadomo w jakim stopniu samolot ten musiałby w czasie walk w Polsce polegać na własnym radiolokatorze, a w jakim na informacjach od samolotów sojuszniczych w tym polskich F-35A i systemów naziemnych. Już teraz FA-50 dysponuje szyną wymiany danych Link-16, więc walka w oparciu o planowany polski system dowodzenia wydaje się możliwy. Koreańczycy twierdzą też, że FA-50 ma miejsce i rezerwy energetyczne do zainstalowania tam znacznie cięższego radiolokatora i w tym kontekście jest rozpatrywany nawet wspomniany SABR. FA-50 mógłby mieć wiec potencjalnie taki sam radiolokator jak najlepszy F-16, choć pytanie ile by to kosztowało. Urządzenia te trzeba też jeszcze wyprodukować, a jeśli Polska chciałaby kupić samoloty „z półki" ze względu na pilną potrzebę operacyjną, wówczas nad Wisłę trafi to co jest czyli samoloty z radarami ELTA, które może kiedyś zostaną wymienione na SABR. Maszynami skonfigurowanymi w standardzie Block 20 Koreańczycy chcieliby konkurować w Azji Południowo-wschodniej z takimi konstrukcjami jak lekkie myśliwce Tejas, JF-17 i samolot szkolno-bojowy chiński L-15, są to więc samoloty z podobnej półki. Koszty Koszt FA-50 szacowany jest w oficjalnych źródłach na 30 mln USD, a w polskim kontekście pojawiły się informacje o możliwej cenie 20 mln USD, co może oznaczać zakup samolotów używanych albo FA-50 stworzonych na szybko na bazie istniejących już szkolnych T-50. Cena ta byłaby bardzo korzystna biorąc pod uwagę ceny dostępnych myśliwców średnich (60-90 mln USD za sztukę). Relatywnie niskie są też koszty eksploatacji. Godzina lotu FA-50 to zgodnie z dostępnymi danymi 5000 USD za godzinę, co oznacza możliwość np. wypełniania zadań typu Air Policing i przeprowadzanie wielu lotów treningowych znacznie mniejszym kosztem niż przy użyciu F-16. W dodatku oszczędzałoby to resursy F-16 i F-35, których koszt godziny lotu (zwłaszcza w wypadku F-35) może być wielokrotnie wyższy. Dodać do tego trzeba jednak do tego koszty związane z wprowadzeniem do eksploatacji zupełnie nowego typu samolotu. Byłoby to dodatkowe wyzwanie dla logistyki, zapłacić trzeba byłoby tutaj także za infrastrukturę, części zamienne i szkolenie personelu. Niemal identyczne jak w F-16 i F-35 jest za to uzbrojenie. Jeśli o szkoleniu mowa, to być może FA-50 jest rozważany także dlatego, by ułatwić przechodzenie z maszyn posowieckich na F-35 i F-16. Przejście na ten pierwszy typ myśliwca z maszyn posowieckich jest problematyczne, o czym mówił niedawno w wywiadzie dla jeden z pilotów doświadczalnych. Z kolei FA-50 pozwoliłby pilotom starszych maszyn przygotować się do przejścia na nowe myśliwce i jednocześnie wykonywać loty na samolotach, które mimo wszystko mają pewną wartość bojową. Wnioski Zakup samolotów wersji Block 10 zupełnie mijałby się z celem, jako że byłaby to dość anachroniczna maszyna pola walki. Nie kupowało go żadne państwo poza krajem producenta zagrożone symetrycznym konfliktem zbrojnym, za wyjątkiem ubogich Filipin. Zgodnie z pojawiającymi się doniesieniami Polska miałaby jednak pozyskać „ulepszone" samoloty, co oznacza FA-50 Block 20, zdolne do przenoszenia pocisków AMRAAM, pocisków manewrujących i przeciwokrętowych, choć nie wiadomo z jakim ostatecznie radiolokatorem. Cena zakupu jest korzystna o ile w cenie tej znalazłby się radar SABR albo porównywalne rozwiązanie. Dostępne „z półki" koreańskie samoloty reprezentują na dzisiaj standard Block 10 i biorąc pod uwagę cenę wydaje się, że dotyczy ona wyłącznie tego standardu. Ile kosztowałoby podniesienie ich do standardu Block 20 i integracja z dodatkowymi typami uzbrojenia i – co nie mniej ważne – ile te zabiegi będą trwały – nie wiadomo. Być czas oczekiwania nie byłby istotnie krótszy niż np. zakup nowych F-16, a koszt prac mógłby znacznie podrożyć cały program. Znając polskie realia nie można też wykluczyć sytuacji, w której pozyskalibyśmy samoloty wersji Block 10 i... na tym by się skończyło, np. w wyniku fiaska rozmów z dostawcami co do przeprowadzenia modernizacji. Z drugiej strony przy konsekwentnym przeprowadzeniu inwestycji za niewielkie (czyli w sytuacji polskiej – realne) pieniądze można byłoby odbudować liczebność polskiej floty samolotów wielozadaniowych, która realnie liczy dzisiaj 48 maszyn (MiGi i Su są przestarzałe i można ich nie wliczać do tego zestawienia), a po przyjściu F-35A jego liczebność wzrośnie tylko do 80 maszyn. Tymczasem optymalna liczebność polskiego lotnictwa bojowego oceniana jest na około 150 samolotów. Do zalet tego rozwiązania należy też możliwość wpięcia w system dowodzenia (Link 16) i co za tym idzie pobierania informacji o celach i sytuacji na polu walki. Niwelowałoby to niektóre niedostatki FA-50 względem F-16. Przetarg na samolot szkolno-bojowy został anulowany - poinformowało w czwartek MON. Nowy przetarg na samolot typowo szkolny ma ruszyć wiosną, resort zapewnia, że proces szkolenia pilotów nie zostanie zakłócony. Jak poinformował w czwartek rzecznik MON Jacek Sońta, zmieniła się koncepcja zakupu samolotu - zamiast maszyny szkolno-bojowej wojsko chce kupić samolot typowo szkolny. Odpowiedzialny za zakupy wiceminister obrony Marcin Idzik powiedział dziennikarzom, że komisja przetargowa, nie widząc możliwości kontynuowania przetargu, zdecydowała o jego zamknięciu. - Mając na względzie legalność postępowania, jego konkurencyjność oraz transparentność procedur, zdecydowano, że w ramach postępowania, które obejmowało dostawę samolotu szkolno-bojowego, nie można kontynuować postępowania na dostawę samolotu szkolnego - powiedział dziennikarzom Idzik. Przypomniał, że koncepcja nabycia 16 samolotów szkolno-bojowych w ramach zakupu całego systemu szkolenia zaawansowanego, została opracowana w 2007 r., a liczba samolotów wynikała z pomysłu, aby była to eskadra zdolna zastąpić przewidziane do wycofania samoloty szturmowe Su-22. Nie wiadomo jeszcze, ilu samolotów szkolnych będzie dotyczył nowy przetarg. - Do dnia dzisiejszego żaden z krajów nie pozyskał samolotów szkolenia zaawansowanego, który byłby również używany jako samolot szkolny i bojowy. Polska nie może być krajem, który jako pierwszy będzie używał takiego prototypu. Nie możemy się skupiać na czymś, co nie ma gwarancji realizacji - argumentował Idzik. Dodał, że do szkolenia pilotów nie powinno się wykorzystywać sprzętu bojowego, a użycie broni można symulować na samolocie szkolnym. Podkreślił, że zakup samolotu ma służyć przede wszystkim szkoleniu personelu latającego i jest to zgodne z tezami raportu badającej katastrofę smoleńską komisji Millera, kładącego nacisk na szkolenie pilotów. Kolejny argument MON za anulowaniem przetargu to oszczędność - 30-40 proc. ceny zakupy - i tańsza eksploatacja. - To racjonalna troska o finanse publiczne. Nie kupujemy Ferrari do nauki jazdy - powiedział Idzik. Zapowiedział, że do końca roku Dowództwo Sił Powietrznych przygotuje założenia nowego przetargu, a wiosną, po zatwierdzeniu m. in. przez Radę Uzbrojenia i ministra, ruszy nowe postępowanie. Idzik zaznaczył, że "dokumenty są w dużej części przygotowane" i potrzebna jest tylko ich modyfikacja. Zapewnił, że czas poświęcony na dotychczasowy przetarg nie został zmarnowany, lecz wykorzystany na negocjacje techniczne z oferentami i na analizę rynku. Zapowiedział, że wybór w nowym przetargu zostanie rozstrzygnięty na podstawie testów, a nie wyłącznie deklaracji producentów. Idzik zapewnił, że przerwa między postępowaniami nie wpłynie na szkolenie pilotów - do końca 2015 r. Polska może korzystać z przyznanych jej w związku z zakupem F-16 godzin szkolenia pilotów w USA. Zastępca dowódcy Sił Powietrznych gen. dyw. Sławomir Kałuziński dodał, że planowane wycofanie przestarzałych samolotów szkolnych TS-11 Iskra nie pozbawi wojska możliwości szkolenia, ponieważ samoloty będą wycofywane stopniowo. MON nie planuje natomiast modernizacji Iskier. Kałuziński poinformował też, że siły powietrzne pracują nad przedłużeniem możliwości bojowych Su-22. Przetarg, którego wartość szacowano na 1,5 mld zł, na samoloty zaawansowanego szkolenia klasy LIFT (Lead-In Fighter Trainer) wraz z całym systemem szkolenia, w tym symulatorami, trenażerami, wyposażeniem sal wykładowych i zapleczem logistycznym, ruszył we wrześniu ub. r. Miał wyłonić dostawcę samolotów zaawansowanego szkolenia, na którym mogliby się uczyć i trenować przyszli piloci F-16. Samoloty miały zostać dostarczone w latach 2013-15. Wstępne oferty złożyło pięć firm - Korea Aerospace Industries (KAI) z T-50 - jedynym naddźwiękowym samolotem w tym przetargu, opracowanym przy współpracy z koncernem Lockheed Martin, producentem F-16; włoska Alenia Aermacchi z M346; koncern BAE Systems oferujący znane brytyjskie samoloty Hawk najnowszej generacji; fińska Patria proponująca używane Hawki starszej generacji, ale po modernizacji; oraz czeska Aero Vodochody proponująca L-159. Na początku czerwca bieżącego roku MON rozesłało zainteresowanym firmom ostateczne warunki, podkreślając, chodzi o samolot nadający się nie tylko do szkolenia, ale i mający wyraźne cechy bojowe, by zastąpić przewidziane do wycofania Su-22 i MiG-29. Wymagania dotyczyły m. in. rzeczywistego radaru (a nie jego symulatora) i aktywnego systemu sterowania lotem fly-by-wire (mają go tylko samolot koreański i włoski); oraz zaawansowanych systemów uzbrojenia. Koreańczycy wydali oświadczenie, zapewniając, że ich samolot spełni ostateczne wymagania. Z przetargu wycofali się Brytyjczycy, Czesi i Finowie. Pod koniec sierpnia MON przedłużyło o dwa miesiące termin składania ostatecznych ofert, zapewniając, że mogą je składać wszyscy potencjalni oferenci, którzy wystartowali w przetargu. Samoloty, czołgi, bojowe wozy piechoty - polski MON szykuje się na wielkie zakupy w Korei Południowej. Jest jednak problem. Sprzętu potrzebujemy na już, a nie wszystko, co nam oferują jest z najwyższej półki. Mariusz Błaszczak, szef MON poleciał do Korei na rozmowy ze swoim odpowiednikiem i spacer po fabrykach produkujących broń. Koreańczycy wiedzą jak błysnąć i pokazali Polakom trochę nowoczesnych produktów. Targu nie dobito, ale podpisanie umów jest jaki sprzęt wojskowy proponują nam Koreańczycy i czy wart jest zachodu (oraz milionów dolarów).FA-50 - lekki samolot bojowyLekki myśliwiec od Korea Aerospace Industries, który mógłby zastąpić niebawem kończące służbę MiG-i 29. Polski MON nie zdradza szczegółów potencjalnego zakupu, ale koreańscy dziennikarze piszą o szybkiej dostawie samolotów w ciągu 36 to zaawansowana wersja samolotu szkolno-bojowego T-50 Golden Eagle. I tu pojawiają się wątpliwości. Po pierwsze, zakup tych maszyn oznacza, że polskie Siły Powietrzne będą miały do obsługi trzy różne platformy: amerykańskie F-16 (a wkrótce F-35), włoskie szkoleniowe M-346 Master oraz koreańskie kwestia: naddźwiękowy FA-50 to lekki samolot bojowy, który nie może się mierzyć z wielozadaniowymi myśliwcami: ma mniejszy zasięg i prędkość oraz słabsze uzbrojenie. Dysponuje działkiem kal. 20 mm oraz podwieszanym uzbrojeniem o masie do 4,5 tony (pociski powietrze-powietrze i powietrze-ziemia, bomby naprowadzane laserowo, bomby i rakiety niekierowane). Jedna maszyna kosztuje ok. 40 mln w walkach z islamistami na FilipinachKoreański samolot używany jest jako rozwiązanie pomostowe, przed zakupem docelowych maszyn. Tak zrobiły np. Filipiny. Tam też FA-50 przeszedł chrzest bojowy podczas walk z islamistami w Marawi w 2017 roku. Z potknięciem. FA-50 przez pomyłkę - bomba chybiła celu o 250 metrów - zabił dwóch filipińskich żołnierzy, a 11 ranił. Samoloty zostały uziemione na czas kontroli, która wykazała jednak, że maszyna ani pilot nie byli K2 Black Panther500-600 sztuk - tyle czołgów K2 może zamówić Polska. Stworzą razem z Abramsami polską pięść pancerną. Naszpikowana elektroniką koreańska Czarna Pantera uchodzi za jeden z najdroższych czołgów na Rotem już dwa lata temu proponował Polskiej Grupie Zbrojeniowej wspólną produkcję K2PL czyli polskiego modelu czołgu K2. Teraz temat wraca, choć konkretów na temat współpracy na razie możliwości K2K2 to nowoczesny pojazd uzbrojony w gładkolufową armatę kal. 120 mm, która strzela pociskami przeciwpancernymi K276 oraz kumulacyjnymi K277. Trzyosobową załogę chroni pancerz kompozytowy oraz pancerz reaktywny (moduły ERA), a także aktywne systemy ochrony pojazdu (ASOP) hard-kill lub soft-kill. Moc zapewnia 1500-konny silnik, a ruchliwość czołgu zwiększa zawieszenie hydropneumatyczne typu czołg ma system kierowania ogniem, który automatycznie wykrywa i śledzi cele. Innym ciekawym rozwiązaniem jest system C4 (Command, Control, Communication and Computer) dostarczający w czasie rzeczywistym informacje o położeniu pojazdów koreańskiego K2 z Leopard 2A7K2PL ma być cięższy, zaopatrzony w siódmą parę kół nośnych oraz mocniejszy pancerz wieży i wspólna produkcja czołgu, jeśli dojdzie do skutku, to kwestia przyszłości. Teraz możliwe jest kupno bojowego wozu - bojowy wóz piechotyK-21 to gąsienicowy bojowy wóz piechoty, Koreańczycy używają go od 2009 roku. Bwp jest podstawowym pojazdem na polu walki, to on zapewnia transport i wsparcie ogniowe piechocie. Polskich żołnierzy nadal wożą radzieckie BWP-1, które są tak stare, że według złośliwców powinny jeździć z żółtymi tablicami. Dlatego MON rozgląda się za nowoczesnymi ekspertów kręci głowami na pomysł kupna K-21. Dlaczego? Bo mamy krajowy, bardzo dobry bwp. To Borsuk, nowszy i mocniej opancerzony od K-21, z lepszym systemem kierowania ogniem i większą ilością amunicji. Borsuk lepiej radzi sobie z przeszkodami wodnymi (koreański pojazd przepłynie staw po przygotowaniu i z użyciem nadmuchiwanych pływaków) i daje większą szansę na przeżycie żołnierzy po eksplozji ma rozwiązania, które, delikatnie mówiąc, odbiegają od nowoczesnych standardów. To np. zwykłe ławki dla żołnierzy desantu zamiast siedzisk, które redukują skutki wybuchu poligonowe BorsukaAtutem K-21 jest uzbrojenie: armata kal. 40 mm, podwójna wyrzutnia przeciwpancernych pocisków kierowanych oraz karabin maszynowy. Borsuk ma armatę 30 mm. w bezzałogowej wieży (dzięki temu więcej pancerza chroni żołnierzy desantu wewnątrz wozu) sprzężoną z karabinem maszynowym oraz podwójną wyrzutnię przeciwpancernych pocisków kierowanych Spike. K-21 może oddać do 300 strzałów na minutę, Borsuk do 200 jest bardzo dobrym bwp i co ważne, skonstruowanym przez polskich inżynierów i produkowanym w kraju. Problem w tym, że to ciągle prototyp (produkcja seryjna ruszy 2023/2024), a K-21 można kupić właściwie od ręki, jak samochód w grę wchodzi również nabycie rozwiniętej wersji K-21 czyli niepływającego bwp AS-21 Redback (prawie dwa razy cięższy od Borsuka), który jest teraz w fazie strzelania koreańskiego AS-21 RedbackŹródło: Defence 24, Twitter, otwarcia: koreanski k2 fot. hyundai rotem W tym roku do jednego z nieujawnionych kontrahentów Leonardo trafi pierwsza maszyna w wersji myśliwsko-uderzeniowej M-346 FA (Fighter Attack). Według ustaleń „Radaru” niewykluczone, że zagranicznym odbiorcą bojowych samolotów będą siły powietrzne Turkmenistanu. Leonardo tych informacji nie potwierdza. Nie ukrywa natomiast, iż to Polska jest dziś następnym marketingowym celem koncernu w oferowaniu uzbrojonych Masterów. Czytaj także: Bojowym masterom rosną szpony Producent z Venegono Superiore kusi nie tylko możliwością pozyskanie przez Siły Powietrzne RP nowych samolotów. Zastąpiłyby w linii wysłużone szturmowce Su-22, pamiętające jeszcze Układ warszawski. Spółka oferuje także włączenie polskiego przemysłu w projekty lotnicze związane z programem rozwoju M-346FA. Łódzki serwis mógłby obsługiwać M-346FA Producent M-346 wie jakich argumentów użyć, by je usłyszano w Warszawie. Rozwój polskiego wariantu M-346FA, we współpracy z polskim przemysłem, efektywnie wzmocniłby kluczowe zdolności obronne kraju. – Liczne cechy wspólne z platformą samolotu szkolenia zaawansowanego (M-346 Bielik) umożliwiają szybkie i niemal bezkosztowe przejście pilotów z maszyn szkolnych na bojowe – przekonują Włosi. Czytaj także: 50 tysięcy lotów M-346 Lavi – Myśliwsko-uderzeniowa wersja Mastera, czyli M-346FA (Fighter Attack), będąc lekkim samolotem bojowym, nie tylko nie ustępuje platformom naddźwiękowym w wykonywaniu wielu zadań, ale stanowi wręcz doskonałe uzupełnienie floty zaawansowanych i znacznie droższych w użytkowaniu maszyn – zachęca Leonardo. Samolot szkolno-bojowy Leonardo M-346FA. Fot./Leonardo. – Obecnie, po swoim dziewiczym locie w pełnej konfiguracji, M-346FA jest już produktem nie obarczonym większym ryzykiem związanym z rozwojem – podkreśla spółka. Spece od sprzedaży w Leonardo kuszą polskich lotników także niskimi kosztami eksploatacji samolotu. Czytaj także: Kolejny kontrahent na M-346 Master? Prędkość M-346FA została zoptymalizowana dla wykonywania lotów poddźwiękowych do 0,9 Macha, które są najbardziej korzystne podczas ataków na cele powierzchniowe. Gdyby Polska zdecydowała się na zakup, koszty eksploatacji bojowych maszyn dałoby się jeszcze obniżyć. To dzięki wykorzystaniu zdolności serwisowych w Wojskowych Zakładach Lotniczych nr-1 w Łodzi i Dęblinie przygotowywanych do obsługi szkoleniowych bielików M-346 LIFT. Nowoczesna elektronika do obrony i ataku Oferując lekki, uderzeniowy samolot na polskim rynku Leonardo przypomina, że wyposażenie oraz uzbrojenie samolotu M-346FA zostało zoptymalizowane dla współczesnego pola walki i zróżnicowanych misji realizowanych w ramach NATO. Wielozakresowa stacja radiolokacyjna Leonardo Grifo-M346 z układem identyfikacji swój-obcy (IFF) zapewnia możliwości wykrywania i wyszukiwania celów na dowolnej wysokości. Radar charakteryzuje się szerokim zakresem skanowania i śledzenie do 10 obiektów jednocześnie znajdujących się w odległości do 90 km. Cele są wskazywane za pomocą systemu HOTAS i wyświetlacza nahełmowego (HMD). M-346FA. Fot./Leonardo M-346FA posiada, oczywiście zintegrowane łącza radiowe do komunikowania się sojusznikami w powietrzu, przesyłania danych siłom lądowym, otrzymywania i wysyłania informacji o sytuacji taktycznej na obszarze działania samolotu. Bezpieczeństwo, zdolność przetrwania zapewnia podsystem samoobrony (DASS) zawierający układ ostrzegający o opromieniowaniu wiązką radiolokacyjną (RWR), sensory ostrzegające o odpalonych pociskach rakietowych (MAWS) oraz wyrzutnik dipoli i flar (CFD), a także pokładowy zestaw obniżający wykrywalność (zmniejszający skuteczną powierzchnię odbicia fal radiolokacyjnych). Czytaj także: Leonardo obiecuje w Świdniku gniazdo morskich śmigłowców Ponadto, zdwojone zostały najważniejsze systemy samolotu: napędowe, hydrauliczne i sterowania. A to od nich zależy w krytycznych momentach przetrwanie samolotu na polu walki. Co ważne, M-346 FA posiada zdolność tankowania paliwa w powietrzu, co w połączeniu z możliwością podwieszenia dodatkowych zbiorników paliwa zapewnia wydłużenie zasięgu lotu i czasu przebywania nad celem nawet do 7 godzin. Amerykańskie i europejskie pociski pod skrzydłami Zaletą M-346FA jest dwuosobowa kabina z doskonałą widocznością z obydwu miejsc, dobrze przystosowana do wykonywania złożonych misji powietrze-ziemia czyli wsparcia wojsk lądowych – umożliwiająca efektywne współdziałanie pilota z operatorem systemu uzbrojenia lub nawigatorem naprowadzania lotnictwa FAC-A. M-346FA. Fot./Leonardo M-346FA posiada siedem zewnętrznych punktów mocowania różnego typu uzbrojenia i wyposażenia, w tym uzbrojenia bombardierskiego kierowanego (laserowo lub GPS) oraz niekierowanego. Samolot może przenosić zasobniki różnego typu. Z działkiem, rozpoznawczy i nawigacyjny, a także zasobnik walki elektronicznej (ECM). Uzbrojenie rakietowe M-346FA może być dowolnie konfigurowane włączywszy w to integrację z niekierowanymi i kierowanymi pociskami powietrze–powietrze średniego zasięgu AMRAAM ( z aktywnym radiolokacyjnym układem naprowadzania i systemem nawigacji bezwładnościowej INS, a także najlepszymi, dostępnymi obecnie na świecie pociskami rakietowymi ASRAAM, Meteor i SPEAR ( to programowalne, sieciocentryczne rakiety średniego i dalekiego zasięgu), zarówno amerykańskich jak i europejskich producentów. W bezpośrednim starciu powietrznym M-346FA może wykorzystać rakiety ASRAAM, zyskując przewagę nad wrogim samolotem, dzięki możliwości przeprowadzenia ataku na cele w zakresie 360 stopni, a więc znajdujące się w dowolnym położeniu wobec M-346FA.

polski samolot szkolno bojowy